WRÓBELEK

Te maluchy są bardzo ruchliwe. Mimo to, zdarzają im się chwile, kiedy zatrzymują się na chwilę. Niedaleko od mojego miejsca zamieszkania, jest duże stado tych ptaszków. Ludzie je dokarmiają i nie są zbyt płochliwe. Oto jeden z nich:

Zrobiłem też króciutki filmik. Dołączę później, jak opublikuję na YT.

 

PANI JELONKOWA

Pani Jelonkowa całkiem śmiało podchodzi w pobliże działek ogrodniczych. Nie ucieka na widok człowieka. Przyglądałem się jej, a ona patrzyła w moją stronę. Na pewno mnie widziała. Przez dłuższy czas leżała spokojnie, leniwie poruszając uszami i równie leniwie reagując na docierające do jej uszu głosy z lasu. Miałem ze sobą swój kompaktowy aparat fotograficzny. Skorzystałem z możliwości robienia nim filmików. 

 

 

SANOCKIE PTASZYSKA

Ptaszyska są oswojone z ludźmi. Same podchodzą do ludzi na niewielką, ale bezpieczną odległość. Po ptasiemu upominają się o jedzonko. Bardziej śmiałe biorą z dłoni, ale robią to niedelikatnie. Jakby się dało, podane im jedzenie, wzięłyby razem z palcami. Szczypią przy tym dość mocno. Wystarczająco mocno, żeby tym przestraszyć małe dzieci. Mimo brzydkiej pogody, zrobiłem trochę zdjęć. To te:

 

   

PTAKI, KOTY I DURNOTY.

Podobnie jak wiele innych osób lubię ptaki. Lubię także koty, które też lubią ptaki. Moje i kocie lubienie ptaków znacznie się różnią od siebie. Nie zabijam ptaków dla zdobycia pożywienia, ani z żadnych innych powodów. Koty są z natury myśliwymi i na ptaki polują. Istnieją pewne grupy ludzi, rzekomo zajmujące się ratowaniem ptaków, które są zagrożone wyginięciem. Koty występują w roli oskarżonych. Oskarżyciele odławiają koty i uśmiercają je. Na czyjś koszt, przecież to zajęcie ktoś musi opłacać.

Kiedy myślę tym, że niektórym gatunkom ptaków grozi wyginięcie, przypomina mi się i to, że kiedyś wyginęły dinozaury i mamuty. Najwyraźniej nikt nie opłacał wówczas odławiaczy kotów i te niezwykle groźne drapieżniki, doszczętnie wytępiły obydwa gatunki zwierząt. Chętni do wskazywania kotów, jako sprawców śmierci wielu ptaków, zapominają o tym, iż koty też mają swoich wrogów wśród dzikich zwierząt i padają ich ofiarą. Często ludzka ingerencja w naturalne środowisko okazuje się dla niego szkodliwa.

Niektórzy fantaści opowiadają, że w ciągu jednego roku, w samych tylko USA, koty zabiły BILION ptaków. W Australii w identycznym okresie, stracić miało życie 800 milionów ptaków. A przecież koty i ptaki żyją także w innych części świata. Próbowano mnie przekonać, że te dane są potwierdzone przez uczonych, jednak nie dowiedziałem się przez jakich. Absurdalność twierdzeń o tak olbrzymiej szkodliwości kotów, można wykazać na wiele sposobów. Na przykład powierzchnia USA wynosi: 9 857 306 km². Policzmy ile zabitych ptaków wypadnie na jeden kilometr kwadratowy: 1 000 000 000 000 : 9 857 306 = niecałe 101448 ptaków. A ludność USA liczy 316,1 miliona ludzi. Statystyczny Amerykanin, musiałby naliczyć rocznie 3164 zabite ptaki. To daje dziennie około dziewięciu ptaków. Pozostaje udowodnić, że ptaka zabił kot. Żeby tak jeszcze ci „uczeni” powiedzieli ile ptaków ucieknie kotu, zanim złapie jednego i wyliczyli ile kotów potrzeba, aby w ciągu jednego roku zabiły bilion ptaków byłoby super.  

      

        

MIĘSOŻERNA SAMICZKA KONIKA POLNEGO.

Lubię polne koniki. Lubię słuchać wydawane przez nie dźwięki. Sprawia mi przyjemność fotografowanie koników pozujących do zdjęcia na mojej dłoni. Podobno potrafią ugryźć, ale mnie jeszcze żaden z nich nie ugryzł. Wykonałem wiele takich zdjęć. Oto jedno z nich:

 

To jest chyba samiec. Samiczki są większe od samców i mają coś, co nazywa się pokładełko. To coś bywa mylone z żądłem. To zdjęcie zrobiłem wczoraj. Również wczoraj, znalazłem samiczkę zielonego konika. Przyłapałem ją na uprawianiu kanibalizmu. Zjadała dużo mniejszego krewniaka.

Początkowo nie zorientowałem się, czym pożywia się zielona wampirzyca. Kolor głowy zjadanego konika spowodował, że wydawało mi się, że jest to jakaś roślina. Próbowałem ją przenieść na listku w inne miejsce. Aby mieć jednolite tło i móc bliżej przysunąć aparat, nie powodując rzucania przez niego cienia na samiczkę konika. Niestety próba mi się nie powiodła. Samiczka nie dała rady utrzymać swojej ofiary w „rękach” i upuściła ją w trawę.

Niepowodzenie pomniejszone zostało o fakt, że udało mi się nakręcić kilka scen z tą samiczką. Nie przestraszyła się. Chodziła po mojej dłoni, kurtce, a nawet zwiedziała mój aparat. Chciałem to nagrać na telefon, ale samiczka nie popisała się cierpliwością i zeszła z aparatu. Niedługo dołączę filmik ze swoją zieloną modelką.  

PSIE ZAKAZY.

W różnych częściach miasta można spotkać „psie zakazy”. Nie sądzę, aby psy owych zakazów przestrzegały. Przybiegnie sobie taki luzaczek Buruś i nie będzie się zastanawiał co oznacza grafika. Jeśli mu miejsce przypadnie do gustu, to podniesie nogę, aby je zaznaczyć. Ani przed, ani za budynkiem żadnego psa nie było. Nikt nie zastosował się do zakazu?

Namalowany znak kojarzy mi się z drogowymi znakami zakazów. I tak sobie myślę, jak zareagowałby kierowca, widząc przed sobą zakaz wyjazdu? Niech nikt nawet nie waży się pomyśleć, że zakaz wyjazdu, pomyliłem ze zakazem wjazdu! Bo nie pomyliłem. Żeby skądś wyjechać, najpierw trzeba tam wjechać. Jak wyprowadzić skądś psa, którego wcześniej tam nie wprowadzono? Ale polski język ma to do siebie, że można kogoś wyprowadzić w pole. Więc dajmy spokój tego rodzaju rozważaniom. 

Zainteresował mnie namalowany na znaku pies. Szczególnie to, czemu on jest taki wygięty? Wówczas za psem, zauważyłem coś niedomalowanego. Coś symbolizującego na obrazku jakąś roślinę, albo inną rzecz. Do szyi psa domalowano kreskę. Pewnie symbolizuje smycz. I teraz zaczynam coś z tego rozumieć. To jest zakaz trzymania psów na smyczy w trakcie wyginania się psa w łuk. I dobrze, że ktoś o tym pomyślał, bo czemu pies ma się stresować podczas wyginania się? Dlatego też, nie wolno stamtąd wyprowadzać psów. Niech się wygina niestresowany. Biegający luzem Buruś, ma zdecydowanie lepiej. Wygina się w łuk tam, gdzie ma na to ochotę. Koło tabliczek też.  

PADALEC.

     Padalec jest beznogą jaszczurką. Jest także negatywnym określeniem nikczemnego człowieka. Gad z tego powodu nie syczy. Jest zbyt cichy. I nie słychać go nawet na tej ziemi, a cóż dopiero w niebiosach? Z powodu tego osobnika miałem trochę uciechy. Spotkałem go niedaleko ogrodzenia, obok którego szedłem do domu. 
     Porobiłem mu trochę zdjęć. Nagrałem kilka króciutkich filmików. Niestety o marnej jakości, gdyż mój kompakcik miał niewielkie możliwości. Zostawiłem sobie kilka zdjęć. Jedno z nich prezentuję tutaj. Teraz o tym, co sprawiło moją uciechę. Padalec mnie widział, starałem się robić mu zdjęcia z niewielkiej odległości. Unosił główkę i „przeraźliwie pyskował” do mnie. Zabawnie przy tym wygląda Zabawniejsza dla mnie była panika, którą wywołała ta niegroźna gadzinka.
     Padalec pełznął w stronę drogi, po chodniku. Niedaleko szło sobie starsze małżeństwo. Kiedy byli tuż koło mnie, pani wrzasnęła do swego męża: „Uważa! Żmija!”. Rozbawiło mnie to. Kobieta przecież musiała widzieć, że trzymam aparacik w bardzo małej odległości   od „żmijowej twarzy”. Padalec zachował powagę i popełznął dalej.
     Obserwowałem jego zachowanie. Drgania ziemi wywołane nadjeżdżającym samochodem, wyczuwa w podobnym czasie, jak ja, zaczynałem go słyszeć. Wtedy nieruchomiał. W dalsze pełzanie wyruszał wtedy, kiedy ja już samochodu nie słyszałem. Dotarł na drogę i zsunął się do ulicznej studzienki ściekowej. I tam go pozostawiłem. Długość tego padalca to jakieś 50 do 60 centymetrów. Osobnik okazały. Oto on, jeszcze na ziemi.