Zacznę od kiosku. Pozostał jeden z nielicznych kiosków z prasą w mojej miejscowości. W centrum miasta, gdzie dawniej przechodziło mnóstwo ludzi. Dawno temu, a nawet jeszcze dawniej, przechodziło tędy mnóstwo ludzi i wtedy był tam RUCH i ruch był w RUCH-u. Potem, po politycznych przemianach, z tyłu za tym kioskiem, swój bardzo dobry punkt mieli stacze. Stacze, to ludzie wyspecjalizowani w wielogodzinnym staniu pod kioskiem i typowaniu osób, od których będzie można wysępić na piwo, albo chociaż papierosa.
Staczy, starannie omijałem, żebym nie został przez nich wytypowany, na bogacza, którego można opalać, albo molestować o parę złotych. Niektórych ze staczy znałem z rozsolidaryzowanego zakładu pracy i potraktowanie, raczej odpadało. Nie wszystkich znałem osobiście, ale trudno ich było nie zapamiętać, skoro, oni, co dnia tam stali. A ja, codziennie ich omijałem. Dzisiaj staczy już tutaj nie ma. Niektórzy pomarli, inni wyjechali, a pozostali, gdzieś się przenieśli. Wspominam ich, kiedy wypada mi przechodzić tą trasą. I jakoś mi smutno.
Znikli stacze, znikły kwadraty, pozostało zaopatrzenie. Kwadraty to wydzielone sektory parkowe, dla poszczególnych grup towarzyskich. Kwadraty z lodówkami i gęstymi krzewami, należały do degustatorów importowanych „smako-łyków”. Lodówki wisiały na słupkach w pobliżu ławek i krzewów. Pozostałe kwadraty, były pod okupacją młodzieży, czasem turystów. Zaopatrzenie było ruchome. Kiedy staczom powiodło się typowanie i molestowanie okazało się owocne, podchodziło zaopatrzenie. Zaopatrzeni, przeprowadzali się do kwadratu i ładowali swój dobytek do lodówek.