Jakoś tak się składa, że już samo moje przyjście na świat było złośliwością życia. Nie miałem jak tego przewidzieć, ani szans temu zapobiec. Dopadło mnie życie i jestem z Wami, czy Wam się to podoba, czy nie. Mnie też nikt nie pytał o zdanie, czy w ogóle chcę żyć. Więc jestem i będę z Wami, aż do swojej śmierci.
Dopadło mnie życie w nieodpowiednim miejscu i momencie i składa się ono głównie z nieodpowiednich momentów. Ale i tak, obeszło się ze mną o wiele łaskawiej, aniżeli to czyni z innymi. Więc może, nie powinienem narzekać, bo inni mają gorzej? Tylko, czy to, może być mi pocieszeniem? Mam się cieszyć z tego, że ja mam trochę lepiej, czy z tego, że inni mają gorzej? A jak cieszyć się z tego, że mam trochę lepiej, nie ciesząc się z faktu, że innym jest gorzej? No jak? Zwłaszcza, że wczoraj było mi lepiej niż dziś?